Wszyscy przez to przechodziliśmy. Dosyć szybko po rozpoczęciu przygody z aerial silks czy aerial hoop w głowie każdego podniebnego akrobaty pojawia się idea – mieć swój własny sprzęt do ćwiczenia w domu! I o ile zakup sprzętu to prosta sprawa, to mieć gdzie go bezpiecznie zawiesić nie jest już taką “pestką”. Nie wszyscy mieszkają w loftach ze swobodnymi belkami konstrukcyjnymi czy kratownicami, przez które wystarczy przewiesić pętlę lub zawiesie i zamontować ulubioną szarfę czy koło. Dla tych szczęściarzy z ogródkiem z pewnością kuszące są drzewa, wyklinane na wszystkich aerialowych forach, oferujące (mało bezpieczną) możliwość ćwiczenia w naturze. W grę wchodzi jeszcze rozstawienie statywu aerialowego, ale nie oszukujmy się, jest to opcja jednak kosztowna, (a dla mnie dodatkowo średnio estetyczna). Jednak, żeby zrobić w domu całoroczny, bezpieczny punkt podwieszeń trzeba się trochę nagimnastykować i zagłębić w temat. Czas kwarantanny odciął mnie od możliwości ćwiczenia w powietrzu i stał się ostatecznym czynnikiem zapalnym do wywiercenia dziur w suficie, ku trwodze sąsiadów. Cały proces od decyzji do realizacji trwał prawie 2 miesiące. Trochę przez słodkie lockdown’owe lenistwo, a trochę przez konieczność dogłębnego researchu i zamówienie certyfikowanego sprzętu. Jednak, by kolejni zapaleni aerialiści mieli ułatwiony ten proces postanowiłam zebrać swoje doświadczenia przy montażu mojego pierwszego stałego punktu podwieszeń (ang. rigging point).
Zaznaczam jeszcze, że ten tekst nie może być rozpatrywany jako instrukcja do montażu takiego punktu. Jest to studium przypadku opracowane przez inżyniera architekta (mnie, a jakże!) dla konkretnych warunków. Sposób mocowania trzeba dobrać przede wszystkim do typu stropu i obciążeń na niego nakładanych. To wyjaśniwszy, mogę przejść do konkretów.
1. “Czy nie wyrwę dziury w suficie?” – Strop
To od niego zaczyna się decyzja czy i jak możemy zamontować hak. W budownictwie współczesnym stosuje się najczęściej stropy żelbetowe zbrojone krzyżowo lub prefabrykowane. W kamienicach są to często stropy drewniane lub gęstożebrowe. Należy pamiętać, że nie wszystkie typy stropów nadają się do utrzymania tego typu obciążenia punktowego! Takim typem są np. stropy ceramiczne, gdzie poszczególne pustaki nie są połączone między sobą i mają tendencję do tzw. klawiszowania. Popularny sufit podwieszany ma praktycznie zerowy udźwig, więc w jego przypadku musimy przebić się do warstwy nośnej i to w niej montować. Dlatego najważniejszą rzeczą, której musimy się dowiedzieć to typ stropu z jakim mamy do czynienia. Warto tu zaglądnąć do dokumentacji technicznej lub zasięgnąć zdania specjalisty, który doradzi nam w jaki sposób zamontować punkt kotwiący tak, aby współpracował ze stropem. W moim przypadku była to płyta żelbetowa monolityczna dlatego miałam dosyć dużą dowolność w wyborze miejsca kotwienia.
Część z was zastanawia się pewnie nad wysokością. Oczywiście im wyżej tym lepiej (i często bezpieczniej), ale w niskich pomieszczeniach też da się sensownie poćwiczyć. U mnie jest to dokładnie 257 cm i wydaje mi się to być absolutnie minimalną wysokością, by wiercenie w suficie miało sens.
Z tą wysokością na kole aerial hoop jestem w stanie wykonać większość podstawowych figur na dolnej żerdzi, natomiast na szarfie aerial silks w grę wchodzą głównie ćwiczenia kondycyjne i siłowe, bo już przy robieniu zwykłej nakrywki zdarza mi się zahaczyć palcami o sufit. Za to hamak do aerial yogi sprawuje się w tej przestrzeni fantastycznie łącząc ćwiczenia na ziemi i w powietrzu.
Wskazówka: Orientacyjnie rodzaj stropu możemy określić metodą “pana Mietka” – pukając w niego. Dźwięk pusty świadczy o suficie lekkim, a więc mało nośnym (np. podwieszany, drewniany). Im dźwięk bardziej głuchy tym większa szansa, że jest to strop żelbetowy, czyli dla nas najbezpieczniejszy.
2. “Czy taki haczyk mnie utrzyma?” – Hak / Punkt kotwiący
Na tym etapie spędziłam całkiem sporo czasu przegrzebując internet. Allegro roi się od haków sufitowych przeznaczonych pod huśtawki montowane w mieszkaniach. W większości jednak nie mają one żadnych certyfikatów wytrzymałościowych, montowane są na jednej kotwie, albo (o zgrozo) zwykłych wkrętach.
Żeby zrozumieć powagę sytuacji dobrze wykonać kilka obliczeń.
Na polskich stronach sprzedających chusty wertykalne odnajdujemy informację, że punkt podwieszenia (rigging point) powinien wytrzymać 3- krotną wielokrotność masy aerialisty dla ćwiczeń statycznych i 12-krotną dla ćwiczeń dynamicznych.
Przy mojej wadze 60 kg obliczenia wyglądają następująco:
60 kg * 9,81 m/s2 * 3 = 1,8 kN (ćwiczenia statyczne)
60 kg * 9,81 m/s2 * 12 = 7,1 kN (ćwiczenia dynamicznie)
Jest to pewien założony współczynnik bezpieczeństwa, bo nie ma precyzyjnych przepisów wytrzymałościowych dla sportów aerialowych w Polsce. We wspinaczce dla porównania standardowa wytrzymałość zakręconego karabińczyka to około 22 kN w płaszczyźnie podłużnej i 9 kN w poprzecznej. Na zagranicznych stronach możemy z kolei znaleźć informację o breaking load dla szarfy na poziomie 16 kN. Jak powszechnie wiadomo, łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo, więc lepiej zakładać więcej niż mniej.
W mieszkaniu nie mam zawrotnej wysokości, ale znając siebie wiem, że na pewno będę testować drobne dynamiczne sekwencje na szarfie akrobatycznej. Stąd celowałam w 7,1 kN. Żadne haki czy kotwy dostępne w popularnych marketach budowlanych nie zbliżają się chociaż trochę do tej wartości. Po wizycie w kilku Castoramach i Praktikerach wiedziałam już, że odpowiednich materiałów muszę szukać w bardziej specjalistycznych sklepach.
Po raz kolejny najbardziej pomocne okazały się rozwiązania techniczne ze sklepów BHP i prac wysokościowych, które odnalazłam w czeluściach internetu. Zdecydowałam się na punkt kotwiczenia AT 150 (montowany na dwóch szpilkach, rozstaw otworów 10 cm) o wytrzymałości 12 kN spełniający normę EN 795:2012, typ A. Udało mi się go znaleźć w cenie 60 zł w wersji surowego aluminium, które później pomalowałam na czarno, by wtopiło się w sufit.
Szukając rozwiązania dla siebie korzystałam głównie z oferty sklepu Protekt.pl i Alpinex. Możecie znaleźć tam naprawdę wiele certyfikowanych rozwiązań dla różnego typu podwieszeń. Warto wczytać się w specyfikację produktów i istnieje naprawdę duża szansa, że gdzieś w świecie prac wysokościowych znajdziecie rozwiązanie, które będzie pasowało do waszej sytuacji stropowo-sufitowej.
3. “Jak to teraz przykręcić?” – Wybór Kotwy
Fun part. Bo jak już mamy pomalowany piękny punkt kotwiący to teraz już z górki. Otóż nie… A przynajmniej ja czułam się w tym mocno zagubiona, bo nie potrafiłam znaleźć sensownej bazy wiedzy, gdzie dowiem się, która kotwa – mechaniczna czy chemiczna i bazująca na jakich składnikach – będzie odpowiednia. Do tego dochodzi średnica otworów, długość szpilek kotwiących, co to są te szpilki i jakie wiertła wybrać, by w ogóle przebić się przez żelbet. Dobra, po kolei.
Zdecydowałam się na kotwy chemiczne. Głównie dlatego, by uniknąć naprężeń wstępnych występujących w kotwach mechanicznych i ze względu na znacząco większe możliwości nośne żywicy względem kotew rozporowych. Gdyby ktoś jeszcze się zastanawiał dlaczego nie przykręcać haków na popularnych kołkach rozporowych, autorska grafika porównująca wytrzymałość różnych elementów łączących.
Istnieje wiele rodzajów kotew chemicznych, jednak te, które nadają się do montażu tego typu haku to żywice winyloestrowe i epoksydowe. W wyborze konkretnej kotwy chemicznej bardzo pomocna okazała się strona Tech-mont, na której znajdziecie dużo informacji o wytrzymałości poszczególnych kotew, w różnych temperaturach i przy różnym przekroju szpilki. Są tam też informacje, z którymi materiałami najlepiej współpracują dane żywice.
Ja zdecydowałam się na kotwę chemiczną winyloestrową. Korzystając z tabelek wytrzymałościowych i instrukcji załączonej do punktu kotwiącego wybrałam montaż na szpilkach gwintowanych M12. I jakkolwiek strasznie to nie brzmi to są to po prostu pręty gwintowane o średnicy zewnętrznej 12 mm i gwincie metrycznym (czyli standardowym i najbardziej popularnym). Można kupić gotowe szpilki w marketach budowlanych, ale ze względów ekonomicznych i estetycznych kupiłam metrowy pręt nierdzewny o klasie wytrzymałości 8.8, z którego cięłam krótsze fragmenty. A w zasadzie Filip ciął (w obawie o moje palce) szlifierką kątową z tarczą ścierną do metalu o grubości 2 mm (pamiętajcie o ochronie oczu, bo przy złym użytkowaniu tarcza może pęknąć!)
Ich długość wyznaczyłam następująco:
rekomendowana głębokość osadzenia w stropie + grubość tynku + grubość gumowej/filcowej podkładki(opcjonalnie) + grubość punktu kotwiącego + podkładka + nakrętka
11 cm + 1 cm + 0,2 cm + 1,3 cm + 0,1 cm + 1 cm = 14,6 cm
4. “To gdzie wiercimy?” – Miejsce Mocowania
Mamy już hak i kotwę, no to teraz pytanie gdzie wiercimy? Stropy monolityczne krzyżowo zbrojone stanowią w miarę jednolitą płytę, więc z punktu widzenia mechaniki budowli wybór punktu jest dowolny. Nie zaleca się jednak wiercenia otworów od dołu w podciągach czy belkach, bo zbrojenie tam jest tak gęste, że bardzo łatwo trafić w pręt zbrojeniowy i uszkodzić go lub jego otulinę. To teraz przestrzeń na ziemi. Dla szarf przyjmuje się obszar roboczy o średnicy 250 cm pod wiszącą chustą. W moim mikroskopijnym mieszkanku nie ma takich “pustych przestrzeni” więc przyjęłam metodę pomiaru “na szpagat”, jako maksymalną rozpiętość mojego ciała. W moim przypadku było to 215 cm i tej wartości użyłam jako średnicy pola roboczego wokół szarfy.
Wskazówka: Przy wybieraniu miejsca mocowania, warto wziąć pod uwagę rozmieszczenie lamp i ścieżek sieci elektrycznej na suficie. U nas nie obeszło się niestety bez drobnego incydentu, gdyż nie pomyślałam za wczasu o wychyleniu koła aerial hoop przy obciążeniu go nieosiowo… Innymi słowy ucierpiała nieco lampa, którą szybko wymieniliśmy na nowy bardziej przylegający do sufitu model, co rozwiązało problem.
5. “Jakie wiertło podać?” – Wiercenie
Zaczyna robić się poważnie! Dla pręta fi 12 trzeba wykonać otwory o średnicy 14 mm, zagłębione w stropie na 11 cm (należy pamiętać o warstwie tynku przed stropem właściwym, z reguły 1 cm). Dlatego wiertło nie może być za krótkie – minimalna długość robocza to 12 cm.
Przy stropach żelbetowych warto zaopatrzyć się w porządne wiertła do betonu lub kamienia i wiertarkę udarową, bo niestety wiercenie w żelbecie nie należy do zadań łatwych i przyjemnych. Dobry sprzęt zmniejsza też prawdopodobieństwo wywiercenia krzywego otworu i skraca czas pracy, z czego z pewnością ucieszą się sąsiedzi.
Jednak bardziej niż gniewu sąsiadu bałam się ogromu pyłu, który posypie się u nas w mieszkaniu i przez tygodnie będzie wydobywał się na nowo nie wiadomo skąd. Dlatego zakupiliśmy grubszą folię malarską i zbudowaliśmy tunel dookoła wierconego otworu, tak by zmieściła się tam drabina. Sprawdziło się to zaskakująco dobrze, tylko operator wiertarki od razu “po robocie” musiał wskoczyć pod prysznic.
Zanim wywierciliśmy otwór u nas w mieszkaniu zrobiliśmy “wersję demo” w schowku. Dzięki temu wiedzieliśmy z jakim stropem na pewno mamy do czynienia i przetestowaliśmy działanie kotwy. Równocześnie stworzyliśmy miejsce do przechowywania aerial hoop, gdy nie jest używane.
6. “Jak to się tu wciska?” – Kotwienie
Pierwszą rzeczą po wywierceniu otworu to porządne oczyszczenie go, po to by kotwa prawidłowo zawiązała się w stropie. Zaleca się używanie szczotek metalowych, kilkukrotne przedmuchanie otworu i przeczyszczenie wilgotną szmatką. Jest to punkt, którego nie wolno bagatelizować, bo jeżeli kotwa zawiąże się z pyłem zamiast ze stropem nośnym może dojść do katastrofy. W niektórych przypadkach można użyć specjalnych koszyków do kotew chemicznych, które wsadza się w wywiercony otwór.
Następnie czas “odpalić” kotwę, która ma formę przysłowiowego “pistoletu”. W środku znajdują się dwa worki ze składnikami żywicy, które mieszają się ze sobą przy wyciskaniu kotwy i twardnieją po zetknięciu z powietrzem. Dlatego pierwsze 10 cm należy wycisnąć na boku, by składniki zmieszały się ze sobą i by do wywierconych otworów dostała się odpowiednia mieszanka chemiczna. Składniki mają inny kolor, więc to po nim poznamy, czy żywica wymieszała się jednolicie. Wciskamy kotwę w ilości zalecanej przez producenta (z reguły ma wypełnić ¾ głębokości) i umieszczamy w tak przygotowanych otworach nasze gwintowane szpilki – jednocześnie wpychając i wkręcając. Takie proste! Polecam jednak szybko usunąć nadmiar kotwy, która wyciśnie się z otworu, uważając przy tym, by nie ubrudzić gwintu, bo znacząco utrudni to późniejsze dokręcenie nakrętki.
By mieć pewność, że szpilki osadzą się prosto (bądź co bądź, mają w otworach trochę luzu) przygotowałam wcześniej kartoniki symulujące nasz punkt kotwiący, pilnujące odpowiedniego rozstawu szpilek. Założyłam je na wystające pręty, jeden tuż przy stropie i drugi na końcu szpilki. Dzięki temu mogłam spać spokojnie, że następnego dnia bez problemu uda się założyć na nie hak i go przykręcić. Teraz pozostaje czekać, aż kotwa stwardnieje. W naszym wypadku było to 24h.
7. “Podaj mi klucz dynamometryczny!” – Montaż Finalny
Najprzyjemniejszy moment całej przygody, o ile tylko po drodze nie popełniliśmy żadnego błędu i wszystko składa się w jedną całość. Pomalowany punkt kotwiący zakładamy na wystające z sufitu szpilki gwintowane, nakładamy podkładki i nakrętki i przykręcamy. Ale nie tak po prostu. W instrukcji do naszego punktu kotwiącego / haka powinna znajdować się informacja z jaką siłą, należy go przykręcić. Dla punktu kotwiącego AT 150 osadzonego w betonie było to 40 Nm. Po przykręceniu haka, rytualnie zawiesiliśmy na nim hamak do jogi i otworzyliśmy szampana!
Wskazówka: Jeśli nie macie w domu klucza dynamometrycznego, ale za to w okolicy jest warsztat samochodowy, to możecie spróbować pożyczyć go od miłych Panów mechaników w zamian za pudełko ciasteczek. Natomiast, jeśli zastanawiacie się ile to 40 Nm, to jest to 2-3 razy mniej niż siła z jaką przykręca się koła do samochodu, ale minimalnie więcej niż siła użyta do przykręcenia koła do roweru.
8. “Co za ile?” – Zestawienie Kosztów
Punkt kotwiący – 60 zł
Kotwa winyloestrowa – 40 zł
Pręt gwintowany 1m – 12,30 zł
Wiertło fi 14 SDS – 14,76 zł
Nakrętki i podkładki – koszta groszowe
Wyciskacz do silikonu – 19,48 zł
Sumarycznie – 146,54 zł
A radość z użytkowania – bezcenna 😀
Za konsultacje techniczne, profesjonalne odwierty w pyle i rekomendacje sklepów technicznych podziękowania kieruję do inż. Filipa Czapli 😉
Subscribe to our newsletter!
Cześć! Wiesz może, jak znaleźć kogoś, kto pomógłby ocenić wytrzymałość sufitu? W sensie jakiegoś, no nie wiem, materiałoznawcę?
Cześć! Najłatwiej jest dowiedzieć się tego z projektu architektoniczno-budowlanego. Najlepiej zapytać o te dokumenty wspólnotę, Urząd Miasta tez przetrzymuje te dokumenty, ale tutaj pewnie trzeba było by mieć powód by dostać do nich wgląd. Natomiast jeżeli nie masz żadnej dokumentacji to pozostaje metoda „odkrywkowa”. Polecam skonsultować się z biurem architektonicznym, które wykonuje inwentaryzacje i oni powinni polecić specjalistę, albo wykonać taką usługę według swojego cennika 🙂